Wiersze Praca


Strona Główna

 

J U B I L E U SZ

 

W środku lasu na polanie

-Przy szkółce drzew i młodników-

Odbywało się spotkanie

,,Jubileusz Gazowników ‘’

 

Atmosfera uroczysta

-Znać że libacja się święci-

Pracowników pełna lista

Starej kopalni ,,Borzęcin’’

 

Załoga za stołem siadła

-Gości zaproszonych ,,chmara’’

Szef o wielki wybór jadła

I napitku się postarał

 

Więc bez zbędnych ceregieli

-Libacja się rozpoczyna

Przy stole dla oficjeli

Mały torcik tnie dziewczyna

 

Troszkę wódki się rozlało

-Znikła ,,udek’’ pełna miska-

Kiedy lekko pociemniało

Szef zaprasza do ogniska

 

Wszyscy jak w zaklętym kręgu

-Stoją wokół ognia z drzewa-

A on krąży po okręgu

I ,, po kielichu’’ nalewa

 

Echo niesie hymn nafciarzy

-Odśpiewany krzywym basem-

Ktoś w ognisku palce sparzył

Piekąc je zamiast kiełbaskę

 

,,Na parkiecie’’ -nie do wiary

-Zaspany gość w kółko biega-

Tańczą same męskie pary

Libacja końca dobiega

 

Choć szef bez prezentu wracał

-Oczy kleił mu Morfeusz-

To głośno wszystkich zapraszał

Na następny jubileusz

 

Po północy księżyc wielki

Oświetlił leśną polanę

Policzył puste butelki

I zgasł dopiero nad ranem…

 

T.Łuczuk


K O P A L N I A  - B O R Z Ę C I N

 

Dwadzieścia lat temu ,przy drodze z Lubina

Nowy zakład pracy działalność zaczyna

Widać trzy kominy ,dwa piece wypukłe

Małe budyneczki ,kolumny wysmukłe

 

Miejscowi się dziwią- ,,a co to takiego’’ ?

Kopalnia ,,Borzęcin’’ -od gazu ziemnego

-To gaz tutaj mamy? -mówią zadziwieni

-Ano gaz sąsiedzie-gaz prosto spod ziemi

 

Załoga jest nowa i pełna zapału

Ale jakoś rozruch przebiega pomału

Krzątają się wszyscy , starzy oraz młodzi

Wśród nich ktoś wąsaty ,on nimi dowodzi

 

Toż to Andrzej Harna, ich pierwszy kierownik

Kieruje tym wszystkim jak wprawny pułkownik

Już widać efekty-kolumna zawyła

Już zadymił komin- ,,Kopalnia ruszyła’’

 

Upływają lata, gaz płynie do rury

Lecz kierownik Harna odchodzi do Góry

Widać gazownikiem ten chłop się urodził

Teraz będzie całym Ośrodkiem dowodził

 

A na Borzęcinie zostawił młodego

Swojego zastępcę- Cecułę Jerzego

Który zaraz bierze do pracy biurowej

Tadzika  Herbuta- chłopaka z Golcowej

 

Kopalnia się kręci, nowy szef się trudzi

Załoga pracuje, wcale się nie nudzi

Mija dziesięć latek, -tak jak oka mgnienie

Już potrzebna tłocznia, bo spada ciśnienie

 

Więc do Borzęcina zjeżdżają fachowcy

Dobrzy specjaliści, i nasi i obcy

Tak przez kilkanaście miesięcy jeździli

W końcu nową tłocznię -pstryk-uruchomili

 

Wszystko już jest w normie, ruszyło od razu

Tylko ,że w otworach jest coraz mniej gazu

Co raz coś nawala ,coraz coś się psuje

Nowe do starego wcale nie pasuje

 

Dziś kopalnia tamtej już nie przypomina

Bo z tej drogi widać tylko pół komina

I mniejsze kolumny, piece jakby mniejsze-

-Dobrze czasem wspominać te czasy- dawniejsze

 

Kiedy przywoziły Wołgi -na kopalnie

Szefostwo-by oglądać nową odsiarczalnię

A kiedy miał przyjechać minister z Warszawy

To sadzono świerki, malowano trawy

 

Wtedy na ,,Barbórkę’’ była szynka, wódka…

Tutaj już się kończy ta opowieść krótka

Którą napisałem rozmyślając o tym

Co będzie za pięć latek, -ale o tym potem

 

T.Łuczuk


 

 

LEDWO   SIĘ   KRĘCI

 

Ćwierć wieku istnieje kopalnia „Borzęcin”

Gazu jest już mało więc ledwo się kręci

Słabiutkie otwory plują słoną wodą

Walcząc o przetrwanie z okrutną przyrodą

 

Niestety natura oszukać się nie da

Jeśli niema gazu to co można sprzedać?

Siarkowodór? ,solankę? -to śmierdzące błoto

Kończy się surowiec,- gazownicze złoto

Teraz to możemy powspominać tylko

Te lata co minęły- jakby były chwilką

Jeszcze nie tak dawno wiercono otwory

Montowano głowice- kolumny- zawory

 

Załoga była świeża- dowodził tym „stadem”

Młody nafciarz wąsaty- popularny „dziadek”

Lecz długo nie śpiewał z nami w „jednym chórze”

Dostał kopa z dyrekcji- wylądował w Górze

 

A kopalnia? -zostało wszystko po staremu

Szefostwo powierzono młodemu Jerzemu

A ten na zastępcę wziął- na swoją głowę

Miłośnika „piwka”- smakosza z Golcowej

 

Kopalnia należała wówczas do „pionierów”

Wyszkolono tu ponad tuzin inżynierów

Poziom wydobycia był bardzo wysoki

Tutaj nawet dyrektor stawiał pierwsze kroki

 

W mig minęły od tego czasu dwie dekady

Postarzała załoga już nie daje rady

Te ciągłe awarie zapachy zgnilizna

Szefowi resztki włosów pokryła siwizna

 

Bo cóż począć gdy ziemia żywicielka nasza

Nie daje więcej gazu i koniec ogłasza

Urządzenia rozbiorą a co będzie z nami

Zewsząd coraz głośniej straszą zwolnieniami

 

Stara jest kopalnia i stara załoga

Nie pomogą już nawet modlitwy do Boga

Poziom wydobycia jest żałośnie niski

Wszyscy dobrze wiedzą że koniec jest bliski

 

Ale dosyć czas kończyć te żałosne trele

Wszak kopalnia świętuje swe srebrne wesele

A od biadolenia gazu nie przybędzie

Wypijmy na szczęście co ma być to będzie…

 

Tadeusz   Łuczuk.


 

Z   NOTATNIKA  „ GAZOWNIKA’’

 

Dwaj górnicy naftowi- na emeryturze

Jeden w ciuchach cywilnych a drugi w mundurze

Spotkali się z okazji okrągłej rocznicy

Jako zaproszeni byli pracownicy

 

Siadają przy stole serdecznie witają

Posłuchajmy o czym z sobą rozmawiają

-Pamiętam narodziny tej nowej kopalni

Nowoczesnej i pierwszej w kraju odsiarczalni

 

Zjeżdżała tu z wizytą naukowców świta…

-Ja przyszedłem jak już ruszyła z kopyta

Wtedy setki kubików- tony słonej wody

Wypuszczano na łono zdziwionej przyrody

 

A dymy z komina- woń palonej siarki…

-Hamuj z tą krytyką byś nie przebrał miarki

Zważ ilu zubożałych miejscowych rolników

Zmieniło się w tęgich bogatych górników

 

A przybysze z południa co tu gaz odkryli

Żeniąc się na stałe tu się osiedlili

Andrzej Harna -nafciarz spod wschodniej granicy

Już emeryt- osiadł na stałe w Trzebnicy

 

A kierownik kopalni- pan Ceduła Jerzy

Swe najlepsze lata tutaj, z nami przeżył…

-Słyszałem że dosyć ma już tej gościny

I na stale czmychnąć chce do Strachociny

 

Sam widzisz co dobre nigdy nie trwa wiecznie

Kopalnię odnowić  trza było koniecznie

Bo przez trzy dekady intensywnie żyła

Wydalając gazy aż się wypróżniła…

 

-Nie biadol ‘’fabryka nie wypada z ringu”

Przecież właśnie teraz korzysta z „liftingu”

Na razie nie pozwolą jej skończyć żywota…

-Tak-wypełnią „jej flaki” ekskrementem z błota

 

Myślę że przyroda kiedyś się obudzi

I „za konsekwencje” pociągnie tych ludzi….

-Dzisiejsza technika już dba o naturę

Na kopalni będą mieć pełną kulturę

 

Bez zapachów- czysto i mało roboty….

-Zobaczysz że teraz zaczną się kłopoty

Rolnicy już krzyczą że ujęcia wodne

Zatruje solanka i ropopochodne….

 

-Chyba sam nie wierzysz w te wierutne bzdury

Nikt tu nie zamierza oszukać natury

Nauka potrafi ten proces odwrócić

Co wyszło spod ziemi- pod ziemię ma wrócić…

 

-Czekaj bo na sali jakieś poruszenie

Widzę siwe głowy i czarne odzienie

Chyba nas zaszczycił któryś z dyrektorów….

-Nie poznaję pośród jednakich ubiorów

 

Choć kilku ich znałem- policzę na palcach;

Wiśniaka- Kulczyka i Stasia Niedbalca

A tego nowego co rządzi w zakładzie

Na emerytalnej widziałem „ naradzie”…

 

-A widziałeś co się na kopalni dzieje

Cecuła do reszty chyba osiwieje

To przez te narady wykopy- rozbiórki

Dostaje na czole grubej gęsiej skórki

 

Nie chciałbym być właśnie teraz w jego skórze

Niema to jak życie na emeryturze

Od zapachów gazu już głowa nie boli

Chyba tylko czasem jak pojem fasoli…

 

Tu panowie ucichli- nie słychać rozmowy

Rozpoczął się wieczór jubileuszowy

A ja mam nadzieję że jeśli dożyję

Na następne „lecia” też toast wypiję.

 

Tadeusz   Łuczuk


Z   PAMIĘTNIKA   GAZOWNIKA

 

Wśród zakładów tworzących Górnictwo Naftowe

,,Zielona’’ ,zajmuje miejsce honorowe

Wszak w zarządzie zasiada nasz ,,Emir’’ -Tadeusz…

Dziś z załogą świętują skromny jubileusz

 

Właśnie na spotkanie z okazji rocznicy

Zjechali z terenu starzy ,,Gazownicy’’

Jak zwykle wspominają , stanęli w kółeczku

-Pamiętam ,mieszkaliśmy w ,,wesołym miasteczku’’

 

To był otwór ’’Zatonie’’ tam to się zaczęło

-Patrz to już trzydzieści latek przeminęło

Każdy z nas był młody chciał pokozakować

I na wiejskich zabawach otwory czopować….

 

-Panny wtedy nie były aż takie nieśmiałe…

Lubiały kiedy nafciarz ,,dodaje kawałek…’’

-Nieraz trzeba było uciekać bez spodni

I przed dziewczynami ukrywać się w ,, Bodni’’..

 

-Panowie ,coś wam powiem o pewnej dziewczynie..

-Chwileczkę ,kto pamięta erupcję w Karlinie…

Daj spokój,nie pchajmy już tego tematu…

-Oj, ta ropa dała nam wtedy do wiwatu.

 

Jaka była panika, cały kraj nas śledził…

-A co było jak marszałek magazyn odwiedził

Niby to swój chłop a jak go witali…

Tam podobno już nowe sprężarki dostali

 

I byli na zachodzie odbywać praktykę…

-Teraz to już w zakładzie mamy Amerykę

Komputery , wiertnice, tłocznie, samochody..

-Tak ,żeby to teraz każdy z nas był młody…

 

-Panowie, kończmy gadkę już wszystko gotowe

Słychać ,że już ,,szefunio’’ zaczyna przemowę..

-Niech się tak nie spieszy , mamy czas do wtorku

Trzeba się pobawić w tym ,,Bukowym Dworku’’

 

T.Łuczuk


M A Ł Y   J U B E L

 

W prześlicznym pałacyku , w uroczej bawialni

Odbywa się jubileusz niewielkiej kopalni

W środku piękne kolumny ,marmurowe schody

A na dziedzińcu rzędem stoją samochody

 

Przywiozły do pałacu zaproszonych gości

Najpierw są przemówienia ,życzenia ,czułości

Prezenty, uściski, śpiewy i wiwaty-

-,,Powodzenia- niech żyją Wiwat Jubilaty’’

 

Po sutym obiedzie zakrapianym winem

Podano desery z jakimś dziwnym płynem

I po pierwszym kielichu już się nikt nie pyta

Co to ?-wszyscy wiedzą -,,złota okowita’’

 

Przyjemnie jest się bawić w takim pomieszczeniu

Ze stołów zniknęło wszystko w oka mgnieniu

Więc wszyscy z ociąganiem do parku wychodzą

Gdzie jest bufet ,a z grilla zapachy dochodzą

 

Pieką się kurczaki, smażą się szaszłyki

I wszędzie komary , krwawe skurczybyki

Atakują z prawa , z lewa i z ukosa

Pchają się do jedzenia i włażą do nosa

 

A jest ich coraz więcej , nieprzebrane chmary

Ach co to za wampiry te małe komary

One za krwi kropelkę , za cenę ukłucia

Padają przygniecione i leżą bez czucia

 

Przy blasku ogniska widać przebierańca

To jakaś kapela przygrywa do tańca

Zrazu cicho, nieśmiało potem rżnie od ucha

I już na deskach pary tańczą taniec brzucha

 

Już nieśmiało się tulą , prawią komplementy

-Och pani to jest babka-Pan też nie jest święty

Bujają w obłokach ,w uszach słowa dźwięczą

A oni się szarpią , deptają i męczą

 

To okowita w głowie spustoszenie sieje

Zwłaszcza gdy na wzmocnienie piwka się doleje

I gdy się przedawkuje ,to w tańcu z dziewczyną

Można nogą zaczepić i orła wywinąć

 

Już dobrze po północy ,kapela już śpiąca

Widać ,że zabawa dobiega do końca

Tylko śpiewy i obietnice dobiegają uszu

-Jeszcze się spotkamy na jubileuszu-

 

T.Łuczuk


K U R A C J U S Z E

 

Pewnego styczniowego mroźnego wieczora

Nad stawem-gdzie żyją dziki i jelenie

Niczym w sanatorium jakiegoś ,,znachora’’

Grupa ,,kuracjuszy’’ zaczęła leczenie

 

Na  sali gdzie wspólnie jedzą i trenują

Przy dźwiękach leniwej muzyki- z oddali

Rozmowy- wspomnienia tak ich integrują

Co sprawia wrażenie jak gdyby się znali

 

Wśród gwaru mieszają się również imiona

Tu leczy się ,,Wiesiek -a tam ,,Andrzej’’ bierze

Każdą dolegliwość płynny lek- pokona

Gdy zasad terapii przestrzegamy szczerze

 

Przy podłużnym stole- ,,Marysia z Bożenką’’

Stosują drinkową angielską terapię

Obok przeziębienie leczy ,,Abraszczenko’’

Chociaż mu lekarstwo mocno przełyk drapie

 

Dalej ,,terapeuta- niczym Kaszpirowski

Odlicza lekarstwa tri czetyry -piać

Najstarszemu dęba już stanęły włoski

Bo przekroczył dawkę i chce mu się spać

 

,,Kuracjusz’’ co dzielnie wytropił zwierzynę

I dzika w ofierze położył na stole

Wyleczony całkiem ma wesołą minę

Bo już wszystkie członki przestały go boleć

 

Pozostali ,,rytuał’’ wykonują zgodnie

,,Lekarstwo’’ z umiarem należy zażywać

Już ktoś nieuważny poplamił swe spodnie

A innemu ,,rybka już nie może pływać’’

 

Niektórym od ,,lekarstw’’ aż marszczy się skóra

I w głowach jest mętlik od ,,dobrych wyników’’

Widać ,że skutecznie ,,leczą u Kangura’’

Tradycyjnym dębowym masażem przełyku

 

Bo modne ostatnio-leczenie z zbiorowe

Tylko wtedy dobre efekty wydaje

Gdy ,,kuracjusz szczerze leczy się na zdrowie

A nie kiedy tylko ,,terapię udaje’’

 

T.Łuczuk


A N I M A L S I

 

Zasnąłem w fotelu pewnego wieczora

-Uśpił mnie cieplutki głos z telewizora-

We śnie widzę jak mała myszka na ekranie

Proponuję obejrzeć ciekawe spotkanie

 

Przy owalnym stole gdzie leżą przysmaki

Zaciekle dyskutują znajome zwierzaki

Nad całym spotkaniem Lew władzę sprawuje

Obok niego Borsuk-słucha obserwuje

 

To już jego ostatni udział w takim gronie

-Proponuję dzisiaj rozejm każdej stronie

Nie kłóćmy się o to  kto w pracy ważniejszy

Bo to żenujące-rzekł zwierzak najmniejszy

 

Na tematy pracy to mam ,,własną szkołę’’

I swoje ambicje-rzekł głośno Osiołek

Ja mam wielkie uszy ,wyróżniam się z tłumu

Wielki łeb-a przez to mam więcej rozumu

 

Wstał i założył kopytka za pasek

A do tego wiecie ,że trzeba ,,mieć klasę’’

-Którą klasę rzekł Zając popijając kawkę

Pamiętam  że w klasie miałeś oślą ławkę

 

I nie chwal się uszami ,bo ja też mam ,,słuchy’’

Przez to więcej słyszę i nie jestem głuchy

-Tu się robi nudno-dam  wam dobrą radę

Przywieźmy ,,Sarenki -powiedział Niedźwiadek

 

Niech fikają koziołki-poskaczą po stole

Może któraś zechce usiąść mi na czole

Po co Sarny-rzekł Kocur wylizując łapkę

Przecież mamy tutaj całkiem niezłą Żabkę

 

-Jestem chora ,nie mogę bo dałabym plamę-

Nagle w końcu stołu powstał dziwny zamęt

Oto dwa Kangury mocno dyskutują

Już się przepychają- po chwili boksują

 

Poróżniła ich kwestia prac i fachowości

Aż musiał Lew użyć swoich możliwości

Chcecie się boksować walczcie na arenie

Ja was podsumuję właściwie ocenię

 

Na dziś koniec dyskusji-bo tu się źle dzieje

Jak dłużej posiedzę to mnie krew zaleje

 

Wtem mały króliczek wylazł z kapelusza

Usiadł na ogonie-uszami poruszał

I rzecze- zwierz myśli ,że mądry i cwany

A on z boku wygląda jak Lis farbowany

 

T.Łuczuk

 


S T Ó J K A

 

Kiedy już jesień lato odpycha

Za morze leci bocian i sójka

Stara kopalnia ,co ledwo dycha

Wstrzymuje oddech ,będzie ,,stójka’’

 

Znów jak co roku ,odprawy z rana

Świetlica pełna zapachów świeżych

Od ,,fajek’’ sina, jak skacowana

-Za stołem dzieli robotę- Jerzy-

 

A przy nim zwykle asystent siada

Uważnie słucha, coś zapisuje..,

-Coś ty znów tyle roboty nadał

Nie damy rady, chyba żartujesz…

 

-Masz dopilnować ,spawania ,rury

Kolumnę ,chłodnię, wykopy ,piece

Ja mam naradę ,jadę do Góry

Pilnuj roboty , no to ja lecę

 

Zrobimy wszystko zanim szef wróci

A teraz chwila na ciepłą strawę

Przecież tak szybko nie obróci

Dawajcie czajnik, pijemy kawę

 

Kawa wypita, wszyscy tyrają

Asystent dwoi się i troi

-Dlaczego jeszcze nie spawają?

-A ,bo ktoś tlen z butli wydoił-

 

Oj, co to będzie za panika

Chyba polecą jakieś głowy

Wtem słychać głosik kierownika

-Wiem-że nie macie butli tlenowych-…

 

Asystent już się szybko pozbierał

-Idę odpocząć w laboratorium

Jak będziesz dalej mnie tak docierał

To jutro jadę do sanatorium…-

 

-Już od tej gadki więdną mi uszy

Lecz możesz tylko pomarzyć sobie

Jeśli kopalnia jeszcze nie ruszy

To co ja tutaj bez ciebie zrobię….

I tak minęła kolejna ,,stójka’’

Która w pamięci nam pozostała

Gdy za rok wróci zza morza sójka

Daj Bóg by ,,stara’’ jeszcze dychała

 

T.Łuczuk


R I P O S T A

 

Pewnego razu wierszopis siedział

I pisał wierszyk krótki

A napisawszy nie wiedział

Że ,takie wywoła skutki

 

Mimo ,że nie używał

Określeń  jednoznacznych

Ktoś urażony się odzywa

-To o mnie ten żart niesmaczny

 

Ja dobrze czytać umiem

Co pisze między wierszami

Wszystkie podteksty rozumiem

Już ty mnie nie otumanisz

 

I choć wierszopis się broni

I tak mu nie dogodzi

On wierzy ,że to jest o nim

I najeżony chodzi

 

No cóż, niechajże wierzy

A inni niech się przekonają

Że gdy się w stół uderzy

Nożyce się odzywają

 

T.Łuczuk


KARCZMA    PIWNA

 

Co roku- przed barbórką- jak tradycja każe

Przyjeżdżają na karczmę górnicy, nafciarze

Jest to dla nich, bodajże okazja jedyna

By razem wypić piwo, trochę powspominać

 

Zasiadają razem, zwykle przy dwóch ławach

Jedna strona lewa, druga zwie się prawa

Następnie stara strzecha przysięgę odbiera

A nieomylne prezydium prezesa wybiera

 

Prezes po wyborze zaraz rozkaz daje

Wszyscy ,,sadas dupas” niechaj nikt nie wstaje

Tylko pije piwo ze swego kufelka

Od tej chwili jest zakaz wyjścia do kibelka

 

Tutaj wszyscy są rowni niema dyrektorów

Każdemu ,,fuksy” leją piwa do oporu

Po godzinie niejeden nogami przebiera

Bo pęcherz już pełny i ciągle przybiera

 

Piwo trzeba popijać prezes obserwuje

Cwaniaka wyłapie i w dyby zakuje

Wtedy żartów niema, bo pozycja taka

Że jesteś bezbronny, stoisz jak pokraka

 

A jeszcze za karę piwo wypić musisz

Zdaje ci się że wisisz i że się udusisz

Zawór puszcza powoli i trzeba się biedzić

By napór wytrzymać i nóg nie obcedzić

 

Wtedy obie ławy śpiewają gwarkowi

-Niech tak stoi godzinę, a dobrze chuj..i

Inny gwarek karę ma inną troszeczkę

Musi napełnić kufel i wskoczyć na beczkę

 

A po tylu piwach to sztuka nie lada

Nagle wchodzi do sali jakaś postać blada

Za nią idzie pirat- korsarz- dwa araby-

To prowadzą gwarka przebierane ,,baby”

 

Które to w tym czasie swój ,,comber” świętują

I kto wpadnie w ich rączki- tego torturują

Po chwili zamieszania już przy stołach siedzą

I razem z gwarkami piją piwo, jedzą

 

Coraz bardziej wesoło robi się na sali

Już płyną zachwyty na chmielowej fali

Jakże miło przyjemnie spotkać się przy piwie

-Tylko czemu tak rzadko, ja się temu dziwię

 

Przecież w tych spotkaniach jest tyle uroku

,,Comber z Karczmą” musi być trzy razy w roku

Racja!- trzeba Prezesowi żądanie postawić

Dosyć tego tyrania my chcemy się bawić.

 

Tadeusz   Łuczuk.


GÓRNICY  Z  -B O R Z Ę C I N A-

 

To już lat dwadzieścia szanowni górnicy

Gdy na kopalnię przyszli pierwsi pracownicy

Pracują do dzisiaj , na dniówki, na zmiany

Z nimi ich kierownik ,wszystkim dobrze znany

\\

On każdego rana nawet gdy mróz ściska

Musi skontrolować wszystkie stanowiska

Jeśli jest awaria, -asystent się zwija

Podzieli robotę, trochę ponawija

 

I zaraz dniówkowicze , ekipa staruchów

Zwija się, by utrzymać kopalnię na ruchu

Nieraz przy śniadaniu jest dużo humoru

Mamy tu uczonych kilku profesorów

 

Co czasami snują swoje opowieści

Jak to było kiedyś w głowie się nie mieści

Kiedy już po pracy, koło piętnastego

Piło się na umór , wręcz do upadłego

 

Oj niejeden wtedy czuł się tak jak w transie

Gdy krzyczał dawaj pyska ty stary szympansie-

Czasem trzeba było chwytać za ramiona

I wynosić na dwór , tak jak Faraona

 

Inny znów miał zwyczaj kłaść się gdzie popadło

Wtedy mu za poduszkę służyło kowadło

Następny zaczął poduszkę spod głowy wyrywać

Bo jeden chciał spać na niej , drugi się przykrywać

 

Zdarzyło się także ,że z byle powodu

Wyruszali we trójkę na podbój Żmigrodu

Lecz smutny był koniec tego podbijania\

-Dwie wybite szyby i prycza do spania

 

A tu już nazajutrz czeka ciężka praca

Trzeba szybko zwalczyć potężnego kaca

I nie oczekiwać miłosierdzia z nieba

Ale- czym się strułeś tym się leczyć trzeba-

 

I tak snują starzy swe opowiadania

Wtedy wchodzi kierownik- no , koniec śniadania

Trzeba iść na węzły , przecież stoją dziury

-Tadek pilnuj tutaj, ja jadę do Góry

 

Po wyjeździe szefa załatwiono sprawę

-Wołać laborantkę wypijemy kawę

Przecież jakaś przerwa w pracy się należy

A w to- co napisałem niechaj nikt nie wierzy

 

Bo tu z tego zapachu każdy ledwo żyje

Wdycha siarkowodór lecz w pracy nie piję

Należy tu przyznać ,że z wszystkich kopalni

Najgorsza robota jest na odsiarczalni

 

My tutaj tyramy , w dni wolne i święta

Wiemy ,że kiedyś kopalnia zostanie zamknięta

Wtedy będzie można sobie powspominać

A dziś niech nam żyją chłopcy,, z Borzęcina’’

T.Łuczuk


BARBÓRKOWE    SPOTKANIE

 

Pewnego grudniowego , chłodnego wieczora

Ekipa gazowników do zabawy skora-

Zjechała z okolicznych kopalń i ośrodka

By z okazji Święta- dyrektorów spotkać

 

Odebrać dyplomy -nagrody-podzięki

-Ze szczerym uściskiem dyrektorskiej ręki-

Spożyć tradycyjny obiad i do niego

Na lepsze trawienie wypić strzemiennego

 

Tu spotkał ich srogi zawód , bo o dziwo

Ku wielkiej rozpaczy było tylko piwo

Galaretka-sałatki i mały szaszłyczek

Prosiły się o mocnej gorzałeczki łyczek

 

Zaraz też samochody wyruszyły ,,w pole’’

I świeża dostawa stanęła na stole

Naczelny rzekł szczerze- ,,A róbta co chceta’’

Pociągnął ,,Soplicę’’ -,zapalił  ,,Waleta’’

 

Zbratał się z załogą i już w okamgnieniu

Siedzący przy stole byli po imieniu

Sztandarowy toast powracał jak zmora

Wszyscy pili tylko zdrowie Dyrektora

 

Wspominali ,,Barbórki’’ i te ,, chude’’ czasy

Gdy dawano ćwiartkę i pęto kiełbasy

Papierosy zapałki -cygarniczkę-świeczkę

I wieczny rarytas- świąteczną szyneczkę

 

Kazimierz i Stasiu trzymali się dzielnie

Dzierżyli kielichy jak murarze kielnie

I każdy z osobna wyzwaniu podołał

Dowodząc jak ważna jest nafciarzy szkoła

 

O północy niektórzy młodzi gazownicy

Nie znający swojej magicznej granicy

Przekroczyli niebacznie Morfeusza progi

Spali- posłuszeństwa odmówiły nogi

 

Na koniec gdy wszyscy już się pożegnali

Wyniesiono takich co to mocno spali

Krasnoludek złośliwy w zielonym kubraku

Skutecznie pomieszał kurtki na wieszaku

 

T.Łuczuk


SENNA   BARBÓRKA

 

Znalazłem się raz we śnie w miejscowości Góra

W wielkiej Sali jest mnóstwo ludzików w mundurach

I stoły zastawione napitkiem i jadłem

Wszyscy jedzą i piją- ja też z nimi siadłem

 

Trzech czarnych biesiadników ale z innej Góry

Nafciarzy z krwi i kości i słusznej postury

-Tu przyznam ,że z początku nie wiedziałem wcale

Że ten szczupły wysoki zowie się Niedbalec

 

A dwaj jego kompani też nie całkiem ,,nowi’’

Jeden zowie się Mamczur- drugi Jakubowicz

Co chwila przesiadują Przy innym stoliku

Aż usiedli przy lekko zgrubiałym ludziku

 

Bo ten grubas był tego szczupłego kolegą

Więc postawił dwie flachy ,,miodziku pitnego’’

-Ów miód pitny zrobiony był na zamówienie

By nasycić gardełka-gładzić podniebienie

 

I rozlewać błogostan po calutkim ciele

Takich trunków dalibóg nie spotkasz zbyt wiele

Jedynie jeszcze starzy smakosze-nafciarze

Potrafią się nim raczyć jak tradycja każe-

 

Polewał im oszczędnie by na kilka razy

Starczyło ,potem przysiadł się do nich- Damazy

Chwalił trunek i Józka nafciarza -,,Rębajłę’’

Zachęcał też do picia sąsiada Durbajłę-

 

A ,,miodzik’’ich rozgrzewał i twarze czerwienił

Poplątał nogi temu co go nie docenił

Aż nagle ktoś zakrzyknął-już najwyższa pora

By po trzykroć wznieść toast-Zdrowie Dyrektora-

 

I gromkie sto lat życia- gruchnęło po Sali

Wszyscy wznieśli kielichy i z krzesełek wstali

Taki nastrój podniosły i mnie się udzielił

A wypity miód pitny mocno mnie ośmielił

 

Że wylazłem na krzesło wspiąłem się na palcach

I chciałem mocno krzyknąć- wiwat dla Niedbalca

Niech nam żyje i długo rządzi tym zakładem…

Wtem poczułem na czole lód- co był okładem

 

 

Uniosłem się na łokciach otworzyłem oczy

I przyznam ,że ten widok mile mnie zaskoczył

-Przyniosłam ci na kaca-mówi ciało młode

Soczek pomarańczowy i herbatę z miodem.


T.Łuczuk


S O L A N K A

 

Czasem przywidzenia miewam

Dziwaczne aż głowa boli

Zdaje mi się ,że przebywam

W podziemiach Kopalni Soli

 

Błądzę po wąskich chodnikach

Wdycham gęsty słony pył

W ciasnych żółtych wagonikach

Jeżdżę sam to w przód to w tył

 

W bladym światełku tunelu

Mignął tren zwiewnej sukienki

Niczym panna na weselu

Dobry duch pani Bożenki

 

Ni to nuci ,ni to śpiewa

Arię-pieśń czy jakiś szlagier

Nagle przeciąg pył rozwiewa

To nie ona- to jej szwagier

 

Gwarek-kopalniany duszek

Wyśpiewuje zwrotek kilka

Przy nim dwie pokutne dusze

,,Rusałki’’ -Ewa i Lilka

 

Zaś za nimi jakieś cienie

Niosą światła z solnych głazów

Wypchali solą kieszenie

-To kadra z Kopalni Gazu-

 

Porywa mnie ten korowód

Płynę-ale nim czar pierzchnie

Muszę znaleźć jakiś powód

By stąd uciec na powierzchnię

 

Ocknąłem się z przywidzenia

Świadomość wraca powoli

Skąd się wzięły w mych kieszeniach

Kolorowe grudki soli?


T.Łuczuk


SYMPOZJUM  W  ROKOSOWIE

 

A cóż to za sympozjum będzie w Rokosowie?

Na to pytanie jest dość zawiła odpowiedź

Z tego co wiem i co mi przychodzi do głowy

Sympozjum, to  taki sejmik naukowy

 

Zdaje się ,że przybędzie uczonych rodzina

Najwięcej naukowców ma być z ,,Borzęcina’’

I delegacje przyślą wszystkie Ośrodki

Samych profesorów, nie jakieś tam płotki

 

A co na to Centrum? nie słyszał tam który?

Przyjadą-ma być ,,Wierchuszka’’ aż z Zielonej Góry

Profesor nadzwyczajny , trzech habilitantów

Kilkunastu docentów, kilku konsultantów

 

Mają nawet przyjechać panie doktorantki

-Co tak niedawno jeszcze były praktykantki-

A wszystkie młodziutkie, jak świeże pierniki

Podobno mają na miejscu porobić wyniki

 

Kiedy tylko się skończą odczyty, wywody

Nastąpi degustacja mineralnej wody

Która całkiem niedawno została odkryta

I nosi sprytną nazwę ,,Złota Okowita’’

 

Stoi w czarnych butelkach, smakiem przypomina

Najlepsze francuskie koniaki  ,,Franklina’’

W czasie degustacji podadzą podobno

Jakieś tam specjały, każdemu osobno

 

Bo różne są języki, różne podniebienia

I każdy różnie będzie swój specjał oceniał

Słyszałem też ,że mają ognisko rozpalać

I coś na patykach przypiekać, przypalać

 

Zajadać i zapijać kapslowanym płynem

Po to by smak ocenić i słowem i czynem

A do północy wszystko musi być na cacy

Mają podać wyniki tej zbiorowej pracy

 

Kto się upił ,kto objadł kto  bił o stół czołem

Wszystko ma być spisane, spięte protokołem

I poddane ocenie wszystkich miłych gości

Bo to ma być sympozjum na temat żywności

 

Tak sobie rozmawiają trzej starsi panowie

I nie wiedzą wcale, ani im to w głowie

Że tu zjedzie ,,Król Nafty ‘’z całą swoją świtą

I przez całą noc będą się raczyć ,,Okowitą’’      

 

T.   Łuczuk


N A   Ś N I A D A N I U

 

Przy ogromnym stole w porze śniadaniowej

Koledzy przegryzając prowadzą rozmowę

Pierwszy chudy ,wysoki jak z fasoli tyka

Drugi swym brzuchem do kolan dotyka

 

Ale tusza jego ,gdy popatrzysz z boku

Nie przeszkadza mu tylko dodaje uroku

Każdy z nich śniadanie przed sobą rozkłada

Grubszy je w milczeniu ,chudy dużo gada

 

-Widzę panie Józiu ,że zajadasz serek-

-Jem dużo nabiału, a co je Hitlerek ?...

-Wiesz co, lubię wszystko, ale bez przesady

Ty nawet przy śniadaniu szukasz ze mną zwady

 

Nie widzisz ,że zajadam kiełbasę i szynkę

Muszę przytyć ,ale tylko odrobinkę

Bo nie chcę dźwigać przed sobą plecaka…

-A ja nie chcę wyglądać jak zdjęty z wieszaka-

 

-O ,bardzo cię przepraszam kochany Józeczku

Popatrz ,widać słoninkę na moim brzuszeczku

A spójrz na podgardle, na moje karczycho

Wcale nie jest chude, wygląda nielicho

 

A uda , półdupy i to co w rozporku…

-Twoja dupa to tak jak dwie siekiery w worku-

-Widzę Józeczku ,że dążysz do zwarcia

Jak skończę śniadanie ruszę do natarcia

 

Jestem jeszcze szybki, zwinny jak jaszczurka

Choć już lekko mi się pomarszczyła skórka

Atakuję szybko ,zawsze z innej beczki-…

-Wiem, że jesteś szybki ,ale do ucieczki-…

 

Tu chudy popatrzył na niego z pogardą

I ze złością ugryzł kiełbasę z musztardą

Odpowiedź była celna, między uszy prosto

Więc przeżuwał i myślał nad celną ripostą

 

Ale nagle zastępca szefa się pojawia

Trzeba pomóc Waldkowi, sam pompę naprawia

Już ponad godzinę trwa wasza wyżerka…

Tak zakończył rozmowę Józka i Hitlerka.

 

T.Łuczuk


J E R Z E M U     C.

 

Kiedy obejrzysz się za siebie

I spojrzysz na minione lata

Od razu myśl w pamięci grzebie

I migiem przeszłość z niej wyplata

 

I nagle widać jak na dłoni

Ten film co młodość przypomina

I czas co nieustannie goni

Gdy swoją pracę rozpoczynał

 

Poszukiwania minerałów

Całkiem mu zaprzątały głowę

Lecz drążąc otwory pomału

Odnalazł swą drugą połowę

 

Tu kawalerstwo się ucina

I Twej wędrówki jest granica

Pożegnała Cię Strachocina

Witał Borzęcin i Trzebnica

 

Zmieniłeś wędrówkę ,, Nafciarza’’

Na stałą pracę  ,, Gazownika

Wrastałeś w rolę Gospodarza

Na stanowisku- Kierownika

 

I tak Cię los na długie lata

Z kopalnią związał życia sznurem

Aż w końcu uniosła się krata

Odchodzisz na emeryturę

 

Teraz się spełni Twe marzenie

By wrócić do rodzinnych stron

Tam gdzie były Twoje korzenie

Gdzie czeka na Cię- nowy dom

 

Kiedy już wczasów w swym ogrodzie

Zażywać zaczniesz-,, do oporu’’

To na Kopalni będzie młodzież

Rządzić według Twojego wzoru

 

Nie grozi Ci Żadna kontrola

Ni  Inspektor w żółtej koszulce

Znikła ,, kopalniana niewola’’

Jesteś na całorocznej ,, stójce’’

 

Zatem szanowny PANIE  JUREK

,,SZACUN’’ za lata wspólnej męki

Słowa pisane wiecznym piórem

Powiedzą wszystko WIELKIE  DZIĘKI.

 

Tadeusz Łuczuk


-ŻYWOT    EMERYTA-

 

Dobrze wyspany wstanę cicho

-Spokoju sypialni nie zburzę-

Nie goni mnie już żadne ,,licho’’

Bo jestem na emeryturze

 

A moja żona-ranny ptaszek

Już mocną kawę zaparzyła

Po nocy ,,miłosnych igraszek’’

Jak zwykle ciepła czuła -miła

 

Rozmowa zawsze wstecz ucieka

Spychając teraźniejsze sprawy

Wspomnienia- to jest temat rzeka

Na równi nudny co  ciekawy

 

Łezka nie kręci mi się w oku

Bo przecież jestem już ,,na brzegu’’

A pracę- patrząc na nią z boku-

Zostawiam dla młodych kolegów

 

Nie tęsknię też do słownych bójek

-Które toczyłem w ścisłym gronie-

Bo mi humoru nie zatruje

Oponent- stający okoniem

 

,,Piesek’’ złośliwy już nie szczeka

I ,,Szczurek’’ czasu mi nie liczy

Poranny stres na mnie nie czeka

Bo nikt mnie z pracy nie rozliczy

 

I tylko tego wciąż się boję

Że starość zacznie mnie doganiać

Bo czas powoli robi swoje

Cóż tu jest więcej do dodania

 

Chyba żeby chochlik złośliwy

W odwrotność życia się zabawił

Byłbym znów młody i szczęśliwy

Wszystko co mam bym mu zostawił

 

Niech bierze mój majątek cały

Wszystkie radości i zmartwienia

Bylebym tylko znów był ,,mały’’

-Niestety- to tylko marzenia

 

Niech już zostanie po staremu

Nie zrobię nic przeciw naturze

I powiem głośno i każdemu

-Jest fajnie na emeryturze !


T.Łuczuk


-  E M E R Y T

 

Po latach pracy czas przychodzi

Tak ułożony przez naturę

Gdy muszą Cię zastąpić młodzi

Ty idziesz na emeryturę

 

Nie wiesz czy cieszyć się czy płakać

Bo tak to szybko przeleciało

Niedawno mogłeś przez rów skakać

A dzisiaj- gdzieżby Ci się chciało

 

W czasie porannej toalety

Spoglądasz w lustro od niechcenia

Na czole znów zmarszczka- niestety

,,Młode’’ oblicze twe odmienia

 

Często przy każdym większym ruchu

Krzywisz się robisz dziwną minę

I marszczy się skóra na brzuchu

Gdy chcesz ,, oczami zjeść’’ dziewczynę

 

Bo każdy wiek ma swoje prawa

Inne dla starszych i młodzieży

A niewinna w myślach zabawa

Emerytowi się należy

 

Niech sobie marzy siedząc w kapciach

W swoim wygodnym foteliku

Aż przerwie mu marzenia ,,Babcia’’

-Chodźmy do łóżka- stary pryku-

 

I z obłoków spadasz na ziemię

Czeka cię rzeczywistość smutna

Gdy spojrzysz  kto przy tobie drzemie

To wróci znów myśl bałamutna

 

Tak będą Ci uciekać latka

Już coraz bliżej jest niż dalej

Więc by nie zwiędła dusza dziadka

Wstań i kielicha sobie nalej

 

Wypij za przyszłość i wspomnienia

Za wszystko co Ci się udało

Jeszcze masz czas na swe marzenia

Do stu lat trochę Ci zostało.

 

Łuczuk T.


TERESIE   R.

 

Wiele latek temu-nie pamiętam daty

Była chyba wiosna bo kwitły już kwiaty

Do Firmy co dobywa z ziemi kopalinę

Przyjęto laborantkę-młodziutką dziewczynę

 

Wąsaty szef Kopalni zlecił jej od razu

Wykonywać często analizę gazu

Więc Tereska z racji swojego zawodu

Wykrywała gaz kwaśny oraz siarkowodór

 

Napełniała kolby-podgrzewała rurki

Zakręcała zaworki-odkręcała kurki

Pobierała próbki w upale i chłodzie

Czuła się w tej pracy niczym ryba w wodzie

 

Ciągle dodawała sobie obowiązków

Zapisy do Kasy- do górniczych związków

Pomagała załatwić niemal każdą sprawę

Nie mając czasu nawet w pracy wypić kawę

 

Wyjazdy- spotkania- narady- bankiety

Coroczne Barbórki-mijały niestety

Po drodze małżeństwo- pierwsza-druga córa

W końcu młoda babcia i emerytura

 

I czas jakby staje-przekręca zawory

I kieruje sprawy już na inne tory

Gdzie wolniej się kręci życiowa orbita

I beztrosko płynie żywot emeryta

 

Przemijaniem rządzi postęp i przyroda

Teresę zastąpiła laborantka młoda

Przerobiła w pracy niemal całą erę

Zaczęła z liczydłem-kończy z komputerem

 

Nowy czas przed Tobą w domowym ognisku

Wspomnienia zapisane masz na twardym dysku

Korzystaj z wolności-lecz stresów unikaj

Dbaj zawsze o siebie i swego Henryka.

 

T.Łuczuk


ANDRZEJOWI- Ł.

 

Gdy fale życia impet tracą

To znak by pożegnać się z pracą

I płynąc niczym szyper łódką

Miniony czas zamykać kłódką

 

Nim Andrzej dopłynął do brzegu

W pracy nigdy nie zwalniał biegu

I starość zawsze puszczał przodem

By nie tłumiła lata młode

 

Kiedy go los zaraz po szkole

Na wiertnię rzucił w szczere pole

Samotny- czuł się tak fatalnie

Że szybko uciekł na Kopalnię

 

Gdzie wprawdzie też nie było miodu

Był za to smród smród i siarkowodór

Nowi koledzy-stanowisko

I do roboty było blisko

 

Bo kawalerski stan odmienił

I w międzyczasie się ożenił

W pracy typowym był twardzielem

Tyrał w soboty i w niedziele

 

Nocami nie spał dbał o wyniki

Przeliczał metry na kubiki

I jeszcze wziął na swoją głowę

Robocze sorty mundurowe

 

Czerpał gaz ponad trzy dekady

Lecz siarka zostawiła ślady

Wiek się o swoje upomina

Bolą go plecy i pachwina

 

Kręgosłup i kolano skrzypi

I serce nie pozwala wypić

Ale może mówić z zachwytem

Nareszcie jestem emerytem

 

Łezka zakręci mu się w oku

Gdy na Kopalnię zerknie z boku

Bo tam najlepsze lata strawił

I sporą część życia zostawił

 

A więc ANDRZEJU- EMERYCIE

Przed Tobą teraz drugie życie

Nie będę życzeń Ci wyliczał

Bacz byś ze szczętem nie stetryczał.

 

T. Łuczuk